Teraz moja kolej.
Piękny koncert, jak przed występem nie mogłem się jakoś wczuć w atmosferę tak w trakcie i po to była już prawdziwa euforia. Forma zespołu imponująca, było zdecydowanie lepiej niż na początku trasy w Hamburgu, może poza Mickiem, który mam wrażenie, trochę się oszczędzał. Keith i „król pierogów” Ronnie byli chyba najlepsi, zagrali bardzo intensywnie i dynamicznie.
Poza tym fajna setlista (Bitch!), bardzo rockowa. To chyba był najostrzejszy i najszybszy koncert Stonesów na jakim byłem. Być może za mało było spokojnych utworów, ale za to koncert miał fajną dynamikę i mocno rockowe zacięcie. Gwóźdź programu? Według mnie
Like A Rolling Stone, pomimo paru pomyłek oraz spóźnionej i jednostajnej solówki na harmonijce (spowodowanej tym, że Mick źle ją sobie chwycił w ręce), to jednak energia podczas wykonywania tego utworu była niezapomniana. Na plus jeszcze bardzo fajnie bawiąca się publiczność. Z góry miałem na wszystko idealny widok
. Starsi, młodsi, prawdziwa wielopokoleniowa mieszanka, wszyscy świetnie się bawili przy muzyce Stonesów. Bardzo to było... pocieszające.
Na minus to ta osławiona akustyka Narodowego. Było zdecydowanie lepiej niż na AC/DC ale jednak dźwięk był bardzo nieostry, a duży pogłos utrudniał odbiór występu. Nie wiem czy to wina dźwiękowców czy akustyki właśnie, ale strasznie wybijały się wysokie dźwięki. Do tego stopnia, że przy solówkach gitarowych nie słychać było nic poza jedną wielką kakofonią i „trzaskiem”, aż uszy bolały. Wokal tak samo był zdecydowanie za głośny. Po paru początkowych utworach wprawdzie trochę to poprawili, ale i tak nadal było pod tym względem źle. Poza tym mam wrażenie, że dźwięk niektórych sekcji nie dochodził na trybuny, np. wokal Sashy. Możliwe, że na płycie, pomiędzy głośnikami było lepiej. Generalnie koncert był bardzo głośny, trochę za bardzo.
Ale tego wszystkiego można się było spodziewać. Myślałem nawet, że będzie dużo gorzej, mając w pamięci koncert AC/DC.
Podsumowując fajna atmosfera, publiczność i dziadki na scenie dały razem niezapomniane widowisko. Stonesi nadal zadziwiają, że w takim wieku potrafią rozkręcić naprawdę fantastyczne show.