Ten album może nie uwielbiam, ale lubię; dobrze się go słucha. Pod względem muzycznym trzyma równy poziom, ale jest słabszy od kilku wcześniejszych płyt zespołu, bo mniej wyrazisty. Czegoś tu mimo wszystko brakuje...
"Heartbreaker" i "Star Star" wymiatają - co za energia! Takie rzeczy można słuchać w kółko. "Dancing with Mr. D" pomyślany pewnie został jako "Sympathy, part 2"; brzmi dobrze, ale w przeciwieństwie do numeru z "Beggars" nie powala na kolana.
Mamy tu też słodką "Angie". Osobiście nie trawię. Ok: ładna melodia, niezła aranżacja, wielki hicior... Nie podoba mi się jednak i tyle, a już na pewno nie lubię jej słuchać w wersji live. To taki "Tears Go By" dekadę później. Moim zdaniem "Wild Horses" biją ją na głowę; jest bardziej szczera i mniej ckliwa. Dobra, nie ciągnę dalej tego wątku, bo za chwilę zginę śmiercią męczeńską...
Całkiem niedawno przekonałem się do "Winter". Cudowna piosenka. Nawet niespecjalnie mi przeszkadzają te dęciaki na końcu, a całość płynie jak marzenie i uspokaja.
Say now baby, I'm the rank outsider, you can be my partner in crime...