Znakomity album, który utwierdził mnie w przekonaniu, że Ronnie jest najwyszczej klasy profesjonalistą. Naprawdę kawał porządnej muzy - duże w niej bluesa, boogie, znakomitych gitarowych riffów, akustyki. Świetne "Buried Alive", jeszcze lepsze "F.U.C. Her"... a zapomniałem o świetnym, klimatycznym "Breakin' My Heart"
Nie wspominam o "Seven Days", które wszyscy chyba dobrze znamy. A najlepsze z tego jest "Worry No More"
Mistrzostwo świata przecież - te pianinko i akustyk na początek, a potem ta dobrze nam znana lekko przytłumiona gitara Rona, a wszystko w bluesowym klimacie. Nie wiem jakiego wzmacniacza używa Ronnie, ale musiał kosztować majątek...