Album "Flashpoint" dokumentuje trasę koncertową Steel Wheels/Urban Jungle Tour z lat 1989-1990. Znalazły się na nim piosenki zagrane przez Stonesów w czasie koncertów w Ameryce, Europie i Japonii, a także dwie nowe kompozycje.
Na tle innych "wielkostadionowych" płyt koncertowych zespołu ta z pewnością się wyróżnia, deklasując zarówno "Still Life" jak i "No Security". Mamy tu jazdę obowiązkową, czyli "Satisfaction", "Jack Flash", "Brown Sugar" i "Sympathy" oraz parę smaczków: znakomicie wykonany hit sprzed ćwierćwiecza, "Little Red Rooster" (z gościnnym udziałem - i przewyborną solówką - Ericka Claptona) i folkową "Factory Girl" z albumu "Beggars Banquet", wykonywaną wtedy po raz pierwszy od czasu jej nagrania. Prawdziwe perełki.
Nie mogło oczywiście zabraknąć rzeczy nowszych. "Start Me Up" już wcześniej zdobył sobie status kolejnego - po wcześniej wymienionych - pewniaka koncertowego, który Stonesi wykonują po dzień dzisiejszy. Ostatni LP reprezentują "Sad Sad Sad", "Rock and a Hard Place" oraz śpiewany przez Keitha "Can't Be Seen" - całość zagrana równo, z energią i przekonaniem. Tak się kończy lata 80-te, moi drodzy.
Jak już wspomniałem, na płycie znalazły się dwie nowe piosenki, obie mocne i zadziorne, ale różniące się od siebie pod względem tematyki. "Highwire" to jeden z nielicznych utworów z repertuaru grupy, w którym mowa jest o polityce (tutaj Stonesi wzięli na warsztat I Wojnę w Zatoce Perskiej), natomiast "Sex Drive" to już zepół, jaki znamy od lat, czyli sex, sex & rock'n'roll Idealny numer na parkiet.
"Flashpoint" to również ostatni album grupy, na którym słyszymy grę Billa Wymana. Półtora roku po jego wydaniu długoletni basista Stonesów opuścił zespół.
Tyle ode mnie. Reszta tematu należy do Was